wtorek, 16 września 2014

Nowa, świecka tradycja




Tradycyjny laotański pogrzeb, rok 2011. fot. K.Grodecki


W Laosie współistnieje co najmniej 80 różnych plemion. Wiele z nich posługuje się własnym, innym niż laotański, językiem. Praktycznie każde z nich ma odmienną kulturę, zwyczaje. Najszybciej umiera zwyczaj noszenia tradycyjnych ubiorów, dlatego ucieszyłem się, gdy trafiłem do wioski, w której był jeszcze praktykowany. Poniewczasie przekonałem się, że radość moja jest przedwczesna a tradycja zwyczajnie nie ginie - jest zastępowana przez nową. 


Nie każdy wie, że Laos, a właściwie Laotańska Republika Ludowo-Demokratyczna to państwo komunistyczne. Widziałem nawet domek udekorowany plakatem Mao! Bliskość Chin ma wielki wpływ na życie w tym regionie, w tym na ubiór. Piękne, kolorowe szaty wypierane są przez fabryczną tandetę, spodnie z materiału i tshirty made in china. Coraz trudniej spotkać jest ludzi ubranych w tradycyjne stroje. Młodzi się wstydzą a dorosłym wygodniej w nowych szatach. Nie bez znaczenia jest cena, poliester do drogich nie należy. 

Podczas wyprawy po wioskach w okolicy Muang Sing, dość cynicznie powiem, trafiła się gratka. Cynicznie - bowiem był to pogrzeb. Trudno tu się cieszyć, ale przecież nikogo nie zabiłem. Ta poważna uroczystość skłoniła masę mieszkańców do założenia tradycyjnych plemiennych strojów. Zrobiłem kilka zdjęć i zacząłem obserwować samą ceremonię. 

Na co dzień zwykły mieszkaniec Laosu o mięsie może tylko pomarzyć,
ma z nim kontakt głównie wtedy, gdy przygotowuje je dla turystów.
fot. K.Grodecki
Specjalnie na tę okazję zabito świniaka. Dziś mięso w Laosie nie jest rzadkością, ale kilka lat wcześniej było rarytasem. Wszyscy skupieni byli na mistrzu ceremonii, nikt nie zwracał na mnie uwagi. Byłem zachwycony. Wokoło rozdzwaniały się dzwonki, wyjątkowa okazja do pomyślenia o ulotności naszego życia. - Nie widzę się w grobie, jeśli już to proszę mnie skremować i rozrzucić prochy po świecie. Ale taki pogrzeb, to bym chciał - myślałem. Z szacunku przestałem robić zdjęcia, schowałem aparat. A szkoda! Bo właśnie w najpoważniejszym momencie, rozbrzmiała wokoło charakterystyczna nutka dzwonka staruteńkiej nokii 3310! I to właśnie mistrz, przewodniczący całej uroczystości wyjął telefon i jak gdyby nic zaczął sobie gadać. - A cześć, fajnie, że dzwonisz, taaa, wiesz właśnie mam pogrzeb, no więc wiesz... no trochę nie w porę, ale co tam u ciebie? Aha, a dzieciaki zdrowe? No, to może wpadnijcie na weekend, to se pogadamy dłużej - oczywiście nie rozumiałem słowa z tego, co mówił, ale przysiągłbym, że tak to mniej więcej brzmiało. Rozmowa trwała grubo ponad minutę, przy kompletnej ciszy. Nikt nie zareagował. Nie mogłem uwierzyć, przecież to był pogrzeb!  

Gdyby ktoś się mnie spytał jakie narzędzie na przełomie XX/XXI w. najsilniej zmieniło świat, zawahałbym się. Ale chyba stawiałbym na komórkę. Owszem, lista do wyboru długa, od lotów kosmicznych przez rozwój komputerów aż po internet. Ale żaden z tych wynalazków nie wpłynął bezpośrednio na masy ludzi, których na te atrakcje nie stać. A jak się przekonałem już wielokrotnie, wtedy w Laosie a później w wielu innych miejscach na świecie - komórę każdy musi mieć. Choćby go nawet nie było stać na porządny przyodziewek.

1 komentarz: